niedziela, 9 lutego 2014

Owoc mojej pracy dojrzewa

Dzisiejsza noc była dla mnie ciężka, nie powiem. Trochę przesadziłam wczoraj z senesem. Za dużo go wzięłam. Tydzień temu jedna szklanka średnio na mnie działała. Więc tym razem postanowiłam wypić dwie. O piątej nad ranem ból brzucha spędził mi sen z powiek. Przykurczona ledwo zeszłam z drabiny i poszłam do łazienki. Cała się trzęsłam, czułam jak mi brzuch pulsuje. Kiwałam się na boki, oblewały mnie fale gorąca. Ostatkiem sił poszłam po butelkę z wodą, bo byłam pewna, że mój organizm zapewne się odwodnił. Miałam rację, już po kilku łykach od razu mi się polepszyło. Nigdy więcej tego nie powtórzę. Jedyny plus tego wszystkiego był taki, że przynajmniej czułam się leciutko i byłam bardziej pewna siebie przed porannym ważeniem. Przyznam, że postąpiłam bardzo głupio. Ale co było minęło, trzeba uczyć się na własnym doświadczeniu.
W każdym razie, po mojej okropnej nocnej przygodzie, moje bóle zostały mi wynagrodzone. Nadeszło ukojenie dla mojego umysłu, jeszcze większa radość dla duszy. Drżąca stanęłam rano na wadze i zaczęłam piszczeć z radości. Kolejny kilogram za mną. Równy, piękny, okrągły kilogram. Jeszcze miesiąc temu waga 56,7 kg wydawała mi się nieosiągalna, wręcz nierealna, a dzisiaj stała się rzeczywistością. Ostatnie dwa dni to zdecydowanie najlepsze dwa dni w czasie całej mojej diety, trwającej od początku stycznia. W sumie schudłam od tamtego czasu 3,8 kg. To już mniej więcej  mojej drogi do sukcesu.

Bilans:

- pół grejpfruta ze słodzikiem (59 kcal)
- 2,5 łyżki twarogu półtłustego z dżemem figowym (81 kcal)
- pół kromki chleba (40 kcal)
- duszona pierś z kurczaka (200 kcal)
- brokuł na parze i kapusta pekińska z pomidorem (100 kcal)
- galaretka z owocami (60 kcal)
Razem: 540 kcal

Ćwiczenia: T25; Total Body Circuit (-400 kcal).

Wczorajsza herbatka grejpfrutowa była bardzo smaczna, a pachniała jeszcze lepiej. Cały pokój wypełnił się zapachem lata. Nie liczę, że będzie miała jakieś genialne działanie, ale i tak jestem zadowolona z zakupu (jak z resztą ze wszystkiego ostatnimi czasy). Żeby świętować sukces, niedługo wybieram się z dziadkami do Starbucksa na kawę. W przypływie radości, kupiłam dziś też dwie książki,. które udało mi się złapać na przecenie w Matrasie (a które już wcześniej planowałam kupić).
Jak pewnie zauważyłyście, dodałam wczoraj swój kalendarz ćwiczeń. Będę go aktualizowała regularnie. Dwa pierwsze tygodnie już za mną, a dziś zaczynam trzeci. Szczerze to czeka mnie dziś workout, którego najbardziej nie lubię, więc jak to zwykle bywa, trochę się cykam. Nie pisałam wcześniej o tym, ale codziennie oprócz treningu robię sobie mały stretch. Są to głównie ćwiczenia na brzuch, boczki, pośladki i wewnętrzną część ud (w przypadkowej kolejności). Czuję, że mi pomagają, zwłaszcza te na pośladki. Codziennie robię trzy serie, jak nie więcej, po 40 na każdą nogę Pointed Butt Lift (klik). Przynosi to zauważalne efekty i nie jest wcale takie trudne, a na prawdę warto!
Za chwilę zmykam, bo muszę iść się uczyć na jutro do sprawdzianu z biologii, fizyki i polskiego. Zanim jednak pójdę, chciałabym Wam bardzo podziękować. Jestem bardzo bardzo wdzięczna za Wasze komentarze. To one napędzają moją determinację i mam motywację do działania. Dlatego, chciałam Wam powiedzieć, że gdyby nie Wy, nie udałoby mi się osiągnąć tak szybko tego celu. Kocham Was, dziewczyny. Co ja bym bez Was zrobiła.



3 komentarze:

  1. Ojeej! Jak Ci świetnie idzie :) Niedługo 2 cel osiągnięty <3 Powodzenia :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem z Cb dumna, że ćwiczysz:)
    uważaj tam kawy są dość kaloryczne, ale raz na ruski rok warto pozwolić sb na odrobinę przyjemności :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie idzie ci z ćwiczeniami, naprawdę zazdroszczę. Kawy w Starbucksie są bardzo kaloryczne, ale tak mega pyszne, że trudno im odmówić, a tobie z twoja determinacją i ćwiczeniami na pewno nie zaszkodzą.
    Trzymaj się ;*

    OdpowiedzUsuń