środa, 12 lutego 2014

Moje życie niczym pociąg

Dzisiejszy dzień był jakiś taki inny. Niecodzienny, a jednak normalny. Rozpędzał się, powoli nabiera tempa. Jak pociąg ruszający ze stacji. Towarzyszy temu przyjemne uczucie, wiatr we włosach, świeżość, niezależność. Mimo, że wiem, że w końcu się zatrzyma i ponownie stanie na kolejnej stacji i tak czuję przepełniającą mnie radość.
Były dziś zdjęcia klasowe. Moja koleżanka zgłosiła nas do chodzenia po klasach i zwoływania po kolei wszystkich na zdjęcia. W taki oto sposób poznała mnie cała szkoła. Byłam dość rozpoznawalna, wyróżniałam się z tłumu. Przynajmniej tak mi się wydawało. obcasy jednak robią swoje (w pozytywnym tego słowa znaczeniu i nie bez przesady). Jak już o tym wspomniałam, to muszę Wam wyznać, że przez całe pięć godzin lekcyjnych biegałam w te i z powrotem po kilku piętrach od klasy do klasy. Wynikiem tego jest cholerny ból stóp, łydek i dolnej partii pleców. Ale jestem bardzo zadowolona i w przyszłym roku też się zgłoszę do tego zadania. Ominęła mnie dzięki temu kartkówka z niemieckiego. No i z tego co widzę w internecie, spaliłam ponad tysiąc kalorii! Ciężko w to uwierzyć, no ale cóż. Może jest to prawda, w każdym razie miło by było gdyby była.
Cały dzień byłam dzisiaj w biegu. Od ósmej do szesnastej w szkole, potem o siedemnastej w domu, żeby przez pół godziny się ogarnąć i zjeść zupę, a następnie popędzić do kina. I oto jestem nareszcie w swojej piżamie. Uwielbiam takie szybkie tempo dnia. nie ma czasu na podjadanie, czuję, że korzystam z życia i to mi dodaje siły. Na prawdę wystroiłam się na te zdjęcia klasowe. Nie żałuje, nie wyglądałam wcale zbyt poważnie. Po prostu elegancko i dziewczęco. Zdałam sobie sprawę, że już kilka osób powiedziało mi, że wyglądam jak azjatycka laleczka. To trochę śmieszne. Było to moim celem ponad rok temu przez bardzo długi czas i nie udało mi się go osiągnąć, mimo wielu starań. A teraz, kiedy już mi na tym wcale nie zależy, wszyscy powtarzają mi jaką mam azjatycką urodę, w wyprostowanych włosach. Życiowy paradoks i kolejny dowód na to, jakie życie potrafi być niesprawiedliwe.

Bilans:

- twaróg z dżemem (79 kcal)
- pomarańcza i jabłko (160 kcal)
- wasa z almette (68 kcal)
- zupa ogórkowa (250 kcal)
Razem: 557 kcal

Czasami się zastanawiam gdzie jest ta ukryta granica pomiędzy zaburzeniami odżywiania i agresywną dietą. No bo przecież to nie to samo, oczywiście. Zastanawiam się tylko, czy można ją zauważyć, zanim się ją przekroczy. Albo czy w ogóle jest zauważalna. Nie, żebym pisała to teraz z myślą o mnie, po prostu często o tym myślę. Na szczęście mnie nigdy to nie dotknęło i nigdy nie chcę wejść w to bagno, bo wyjście z niego graniczy z niemożliwością i trzeba tyle silnej woli i trzeźwego umysłu. Na prawdę współczuję osobom, które się z tym zmagają.
W piątek walentynki. Nie mam chłopaka, nawet jakoś specjalnie o tym nie myślę, chociaż miło by było mieć kogoś bliskiego w ten inny sposób. Mimo to wraz ze zbliżającą się datą czternastego lutego, powracają wspomnienia związane z pewną osobą. Mnóstwo wspomnień przesiąkniętych  zapachem lata i jego perfumami. W moim umyśle pojawiają tylko te miłe, pełne uczuć i radości obrazy. Bo tylko takie istnieją. Tak bardzo za nim tęsknię. Jest pewna, że byłaby to moja pierwsza prawdziwa miłość, gdyby nie pewne okoliczności. Ale może napiszę o tym kiedy indziej.



3 komentarze:

  1. No tak, ciągle zapominam (my) o tym, że zazwyczaj dostajemy coś, kiedy najmniej się tego spodziewamy, a to, na czym nam najbardziej zależy przychodzi właśnie wtedy, kiedy przestajemy uparcie do tego dążyć...

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz azjatycką urodę? Zazdroszczę laleczko^^
    A w następne walentynki być może trafi się ktoś z kim spędzisz ten czas? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak - możliwe, bo biegając po schodach można tyle spalić... nie chodź na siłownię - biegaj po schodach :D
    Dieta agresywna i wyniszczająca to, to samo - agresywna oznacza dietę nieprzyjazną dla naszego organizmu, która prowadzi do wyniszczenia... a dieta wyniszczająca... to samo :)
    Trzymaj się <3

    OdpowiedzUsuń