piątek, 28 lutego 2014

Być racjonalną

Wszystko było dobrze, póki nie zadzwonił dzwonek na ostatnią lekcje. Znienawidzona przeze mnie religia, najgorszy przedmiot w całym długim planie lekcji. Już sto razy bardziej wolałabym mieć cały tydzień matematyki albo chemii, żeby tylko wybawiło mnie to od chodzenia na religię dożywotnie. Skoro już o tym mówię, to muszę się trochę z Wami podzielić tym, w co wierzę, albo raczej w co nie wierzę. Z góry przepraszam, jeśli kogokolwiek urażę, jest to tylko i wyłącznie moja subiektywna opinia. 
Jestem osobą niewierzącą. Nie mogę powiedzieć, że jestem ateistką. To nie tak, że nie wierzę w nic. Tego powiedzieć nie mogę, bo mimo, że moje przekonania są dosyć dziwne, ja uważam, że jest duże prawdopodobieństwo dotyczące ich faktyczności. I tutaj się zaczynają schody. Nigdy nie wiem jak to do końca wytłumaczyć. Jak zapewne większość z Was wie, reinkarnacja to jeden z terminów pochodzących z buddyzmu. Nie wiem na czym dokładnie polega ona w tej religii, dlatego od razu muszę zaznaczyć, że nie ma to z tym wierzeniem nic wspólnego. Przechodząc do sedna, myślę, że po śmierci nasza dusza odradza się w innym ciele. Brzmi trochę śmiesznie, ale ja bardzo w to wierzę. Bo w zasadzie to czym jest nasza 'dusza'? Związkiem atomów? Przecież nie może być niczym. Nawet nie wiem, czy chciałabym wiedzieć, jak to wygląda z naukowego punktu widzenia. O pewnych rzeczach jednak lepiej nie zdawać sobie sprawy. 
Mój stosunek do ludzi innego wierzenia jest po prostu nijaki. Tolerancja przede wszystkim. Nie mówię ani słowa, żeby nikogo nie urazić, ale to co myślę, to już moja sprawa. Stosunek do samego wierzenia to u mnie zupełnie co innego. Ale lepiej nie będę się już rozwijać w tym temacie, bo w końcu źle się to skończy. Wiem, że takie tematy są tematami, o których zwykle się otwarcie nie mówi, tym bardziej nie chcę nikogo urazić.
Wracając do rzeczywistości, kiedy już postałam sobie z innymi te pierwsze trzy minuty po wejściu do klasy, kiedy inni odmawiali modlitwę, usiadłam w ławce. Byłam święcie przekonana, że będzie to lekcja jak każda inna. Ale nie. Katechetce zachciało się sprawdzić zawartość naszych zeszytów na ocenę. Nie miałam ze sobą zeszytu, wszystko pisałam w brudnopisie. Oczywiście zapewne domyślacie się jak skończyła się ta historia. Dostałam dwóje za nic. I byłam bardzo, bardzo bliska płaczu. Nie ze smutku, czy desperacji. Ze złości. Poczułam wtedy jak bardzo jestem bezradna. Nie mogę nic zrobić z tym wszystkim. Tak na prawdę nie panuję nad swoim życiem. I nie chciałam nawet zrozumieć, czemu jakaś obca kobieta jest upoważniona do oceniania mnie. Wcale mnie nie zna. Jak w ogóle może cokolwiek powiedzieć na temat mojej wiedzy, skoro nic nie wie. Nie pisałam kartkówki, nie pisałam sprawdzianu. Jej słowa w mojej głowie 'Muszę Ci postawić taką ocenę. To najbardziej sprawiedliwe wyjście. Nie mam materiału, na podstawie którego mogłabym cię ocenić. Nie możesz być wyjątkiem.' Miałam łzy w oczach. Miałam tak wielką ochotę jej wygarnąć te wszystkie niesprawiedliwości, te bzdury jakie cały czas opowiada, nagadać okropieństwa o kościele i idiotyzmie, jakim jest to, że są dwie godziny religii w tygodniu, a biologii i geografii tylko jedna. Miałam ochotę wybiec z klasy trzaskając drzwiami. Ale potulnie siedziałam w ławce i gapiłam się w okno. Nie chciałam robić scen. To znaczy, nie żebym, była zdolna zrobić to, co przed chwilą opisałam. To raczej nie byłoby możliwe z mojej strony. Nie chciałam, żeby ktokolwiek patrzył mi w oczy. Zobaczył moje łzy. 
Tak na dokładkę, kiedy tylko wyszłam ze szkoły, zobaczyłam jak ucieka mi z przed nosa autobus powrotny do domu. Genialnie. Najchętniej usiadłabym na środku chodnika i zaczęła płakać. Ale musiałam wziąć się w garść. Tak, dzielna ja, zawsze myśląca racjonalnie znowu się podniosła. 
Jak tak obserwuję ludzi to czuję się dziwnie. Są tacy słabi. Gdyby przeżyli to, co ja w ciągu całego mojego życia, to już dawno by ich nie było w świecie żywych (a nie sądzę wcale, że były to najgorsze możliwe scenariusze. Przecież są też ludzie, którzy żyją z dużo gorszymi problemami. Ale jest ich tak znikoma ilość względem reszty, że aż żal o tym mówić). Wydaję się sobie taka silna. I to takie nienormalne, kiedy się o tym mówi, ale naprawdę tak się czuję. Po prostu czuję w sobie siłę i moc. Energię do życia. Mimo tych wszystkich niesprawiedliwości. Zawsze staram się znaleźć inne wyjście ze złej sytuacji. Znowu jedna z moich największych zalet. Powoli odkrywam siebie bardziej teoretycznie. Zauważam szczegóły, potrafię streścić swoje cechy; wady i zalety w słowach. 
Po tysiąckroć po raz kolejny przepraszam za tak okropnie długą notkę. Wiem, że mówicie, że lubicie to czytać, ale ja nie mogę za bardzo w to uwierzyć. Przecież to wydaje się takie nudne. Już na sam widok nie chciałoby mi się tego czytać. 

Z dietą dobrze, kolejny dzień z mini-bilansem. Nie jest źle. Jeszcze tylko jutro trzeba będzie zjeść mało, z jak największą zawartością błonnika. Szykuje się szklaneczka senesu. Boję się, ze będzie tak, jak tydzień temu. Na prawdę się załamię, jeśli nic się nie zmieni. Przecież nie proszę o tak wiele.. Chociaż kilogram. 

Bilans:

- twaróg z miodem (110 kcal)
- rosół z makaronem i mięsem z kurczaka (350 kcal)
Razem: 460 kcal

Sama się dziwię, że to tylko dwa posiłki. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio tak jadłam. 
Ćwiczeń brak, ale codziennie się rozciągam i robię kilka serii losowych ćwiczeń. Nie jest źle. Powiedziałabym nawet, że jestem zadowolona. Ale jak to mówią 'Nie chwal dnia przed zachodem słońca'. Dopiero waga i miarka mnie za wszystko ocenią. Już niebawem.



5 komentarzy:

  1. To u mnie tak samo na sztuce. Kobieta za brak zeszystu stawia wszytkim 1! Żałosne. Za brak zeszytu nie powinna stawiać oceny. To wcale nie określa poziomu naszej wiedzy. Mini bilans *.* zazdroszcze! Kocham! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiara. Trudny temat. Szczerze mówiąc nie wiem czy wierze. Wychowałam się w religijne rodzinie. Żadni fanatycy broń boże. Jednak od małego chodziło się co tydzień do kościoła. Z biegiem czasu zaczęłam się zastanawiać nad siłą wyższą. Wiem, że nic nie wiem. Czy istnieje jakieś życie po śmierci. Czy nie.
    W liceum coraz mniej pojawiałam się w Kościele. Ostatni raz byłam we wrześniu. Nie czuje potrzeby bycia w dużej grupie. Powtarzać za tłumem. Dla mnie te dziwne. Nie obrażając nikogo trochę jak sekta. Wiem mocne słowa. Ale to mi tylko sektę przypomina. Odrobinę. No cóż...
    Masz bardzo ciekawe poglądy. W pełni je szanuje:)
    Widzę, że dzień nie był z byt ciekawy. Tylko bilans jest piękny.
    Ściskam kochana. Miłego wieczoru. Całusy :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty to zawsze w notce napiszesz coś takiego ciekawego, nadającego się do głębszej rozkminy. Jeśli chodzi o wiarę to osobiście nie umiem się wypowiedzieć. Nie wiem, czy wierzę, czy nie. Mam swoje własne wyobrażenia, teorie, skojarzenia. Czasem się modlę, a czasem mam wrażenie że katolicyzm to jakieś zupełne zacofanie. Szczególnie nie lubię Kościoła i jego nauk, ale czy wierzę w samego Boga - naprawdę nie mam zielonego pojęcia.
    Cudny bilans, no i tylko dwa posiłki w ciągu dnia? Wowowo, nie umiałabym chyba :D

    Oby waga była jak najmniejsza! ~
    Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Po prostu nie wyznajesz żadnej z religii i ja nie widzę w tym nic złego, bo jest to wylęgarnia zabobonów, wojen i ciemnoty (moja nauczycielka od biologii wyznaje teorię kreacjonizmu - nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać). Też miałam taki etap, że stopniowo przechodziłam z czegoś takiego na ateizm i uwielbienie nauki. Co nie oznacza, że jestem zła do szpiku kości, bo przecież ateizm nie oznacza brak zasad moralnych.
    Jednak wychodzi z ciebie egoistka :D
    Przecież nie każdy chwali się swoimi problemami, a wierz mi, że większość ludzi je ma i nie można patrzeć na wszystkich z pogardą i myśleć "jesteście słabi, ja jestem silna". Może ci się wydawać, że ta uśmiechnięta dziewczyna obok ciebie jest najbardziej beztroską osobą na świecie, a na przykład w domu się jej nie przelewa, rodzice się nad nią znęcają czy inne tego typu rzeczy.
    I naprawdę nie chcę ciebie tym obrazić, po prostu szczerą dziewczyną jestem i naprawdę mało jest rzeczy, które mogą mnie urazić, więc czasami nie mam taktu, bo nie wiem co może urazić innych :)

    Przecież religia nie jest obowiązkowa - możesz się wypisać ... chociaż nie pamiętam dokładnie czy tylko na początku roku można to zrobić... Bo widać, że ta kobieta uczyć w ogóle nie umie... schowaj dumę do kieszeni - przeżyj :D

    Bilans ładny, trzymaj się! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no luzik, rozumiem. Ja sama jestem w pełni świadoma swojego egoizmu. Oczywiście nie mówiłam tego o wszystkich, po prostu znam parę osób, które miałam na myśli pisząc o tym. No i tak naprawdę to ten egoizm podnosi mnie na duchu, wybacz. XD

      Usuń