poniedziałek, 3 lutego 2014

Za murami piekieł

Tak, tak, dziś tam wróciłam. I znów to samo. Te same twarze, jasne w świetle dnia, a mimo to mroczne korytarze przesycone tyloma różnymi osobowościami. Ludzie, których będę musiała widywać już niemal codziennie przez następne pięć miesięcy. Jest we mnie tyle nienawiści do tego miejsca. Chyba nie będę tęsknić, kiedy nadejdzie czas odejścia.
W każdym razie już zadali nam pierwsze lekcje. To dopiero początek, nie jest jeszcze tak źle. Ale skoro
i tak wiem co mnie czeka to mogę sobie odpuścić radość z luźnego początku tygodnia.
Spokojnie, już się ogarniam, nie będę przecież gadać w kółko o szkole, bo jestem pewna, że macie do końca życia dość tego tematu, tak samo jak ja.

Mój ulubiony zespół wydaje nowy album. Jestem zafascynowana, co znowu stworzyli. Ich kawałki zawsze są genialne i już się nie mogę doczekać kiedy będą dostępne w sieci do pobrania.
Muszę dokładniej zacząć sobie obmyślać codzienny plan dnia, jeśli chodzi o jedzenie. Tak łatwo jest zjeść więcej kalorii, niż oczekujemy. Zwłaszcza kiedy moje myśli błąkają się zupełnie gdzie indziej. Dzisiaj o mało, a bym się spóźniła. Oczywiście pierwszy dzień, musiałam zaspać. W pośpiechu zjadłam to, co dała mi babcia. Później obliczyłam kaloryczność i znowu żałowałam, że niepotrzebnie zjadłam 60 dodatkowych kalorii. Ale i tak jestem z siebie zadowolona, bo reszta dnia była (i będzie) genialna, jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli. Wolałam napisać posta wcześniej, bo jadę później na dwie godziny na basen, a potem czeka mnie trening i robię koktajl truskawkowy. Jeszcze trzeba odrobić lekcje i się pouczyć. Więc ogółem wiele przede mną. Jest dopiero poniedziałek, a ja już czekam na piątek. No i odliczam dni do następnego wolnego (zostało jedenaście tygodni).

Bilans:

- trochę twarogu z dżemem figowym (95 kcal)
- kawałek chleba pełnoziarnistego (70 kcal)
- kawałek pomarańczy (30 kcal)
- cztery kawałki wasy z żółtkiem z jajka (130 kcal)
- jabłko (70 kcal)
- miska zupy pomidorowej z makaronem i kurczakiem (200 kcal)
- koktajl truskawkowy (67 kcal)
Razem: 662 kcal

Ćwiczenia: T25; Total Body Circuit (-400 kcal), dwie godziny basenu (-400 kcal). Razem: (-800 kcal).
Kalorie na minusie, dzień zdecydowanie na plusie. Tak bym to ujęła. Pomijając fakt, że szkoła psuje mi cały dobry humor i odbiera szczęścia i radość z czegokolwiek co robię.
Wybaczcie mi moją frustrację. W końcu jakoś się z tego wykaraskam.


6 komentarzy:

  1. Super, że masz ulubiony zespół. Ja niestety nie mam nikogo takiego, jeszcze nie wpadłam na idealny zespół dla mnie.
    Też nienawidzę szkoły o kochana... sto razy bardziej niż ty i nie przesadzam. Codziennie marzę, by zniknęły te fałszywe twarze...
    Bilans <3

    Powodzenia ! *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny bilans, a jeszcze te ćwiczenia... Nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę.
    Trzymaj się ;*

    http://why-you-eat-it-you-are-fat-enough.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny bilansik. Jak tam te ćwiczenia? Widać już jakieś efekty? :**

    OdpowiedzUsuń
  4. moja siostra dzisiaj zeszła do mnie o 5 rano gdy piłam kawę powiedziała :
    Iza, nienawidzę szkoły bardziej niż pryszczy.
    i poszła znowu spać
    aż zadławiłam się kawą ze śmiechu

    myślę że to zdanie jest świetnym podsumowaniem Twojej notki na temat miłości do szkoły :D

    BASEN! CHCĘ NA BASEN (ale na razie za bardzo się wstydzę)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ze szkołą dasz sobie radę. Już tak daleko zaszłaś, nie może być gorzej. Pomyśl, że jeszcze tylko 5 miesięcy. TYLKO tyle. Albo nie mysł o szkole w ogóle. Nie psuj sobie nimi nerwów.
    Dzień piękny. Oby tak dalej. Ruszaj się, ile możesz. To nigdy ci nie zaszkodzi!

    OdpowiedzUsuń