sobota, 22 lutego 2014

Nim się obejrzę [...]

Kolejny weekend. W tym tempie za chwile będą wakacje. Czas tak szybko mi leci, ucieka. Z roku na rok coraz szybciej. Co się dzieje? Dwa lata gimnazjum zleciały mi jak wypicie szklanki wody. Nie zastanawiałam się nawet i nagle zauważyłam, że szklanka już jest pusta. Niby jeszcze zostały cztery miesiące. Ale ostatnie dwa minęły w tempie ekspresowym.
W każdym razie, dzisiejszy dzień był dniem lekko przeczyszczającym. Tylko łatwostrawne rzeczy, bardzo mały bilansik, senes, ćwiczenia. Piszę tego posta już przebrana w strój sportowy, przygotowana do treningu. Ale znowu cały dzień przesiedziałam przed monitorem komputera. Przynajmniej odrobiłam lekcje z fizyki i chemii i zrobiłam pracę na konkurs. Za to jutro czeka mnie nauka do angielskiego, matematyki i powtórka niemieckiego i historii. Eh, nie jest tak źle. Niemiecki umiem, z historii w sumie nic nie mam, tylko nie ogarniam materiału. Angielski szybko pójdzie, matme też niby ogaraniam. Ale i tak wolę powtórzyć. Rany boskie, nie wiem czemu Wam truję takimi głupotami.
Z niecierpliwością czekam na jutrzejszy poranek. Dużą niecierpliwością. Niepewnością. Nadzieją. Że stanę na wadze i pokarze dwie piąteczki. Tak bardzo tego pragnę. Pewnie nie będzie aż tak dobrze, ale czuję, że i tak jest dużo lepiej niż dwa tygodnie temu. Z drugiej strony świadoma jestem, że nie będę już chudła tyle co na początku (niecałe dwa kilogramy na tydzień). Szczęście, że należę do tych bardzo cierpliwych ludzi. To chyba jedna z moich największych zalet, skoro już o tym mowa.

Bilans:

- twaróg z dżemem (80 kcal)
- zupa pomidorowa z makaronem i mięsem z indyka (300 kcal)
- activia śliwkowa (100 kcal)
Razem: 480 kcal

Tak na prawdę dodałam troszeczkę kalorii do zupy. To znaczy, mam na myśli, że zanim zupa się ugotowała zjadłam kilka łyżek kaszy gryczanej. Już tak bardzo byłam głodna, że nie dałam rady po prostu patrzeć na jedzenie, które stało obok mnie, dopóki obiad się nie ugotował. Ale tak w zasadzie nie jest źle. Do wszystkiego dodałam pełno otrąb. No i jeszcze torebeczka senesu zaparzona jakiś czas temu. Już prawie wypiłam. Mój limit na to ziółko zdecydowanie wykorzystałam do przyszłego tygodnia (co najmniej).
Już mam dosyć mojej babci. No dobra, niby się o mnie martwi. Ale nie znoszę tego. Jeszcze robi to w tak irytujący sposób. Przyszła dziś po południu do mnie do pokoju i postawiła mi galaretkę z owocami na biurku. Powiedziałam, że nie chcę, i żeby schowała z powrotem do lodówki. A moja babcia na to 'Nie mam miejsca w lodówce, może stać tutaj.' Już taka zdesperowana chyba jest, że musi się posuwać do takich dziwacznych metod. Jak widać, bardzo wątpi w moją motywacje i wstrzemięźliwość do jedzenia. Poza tym na każdym kroku słyszę 'A może chcesz kawałek czekolady?' albo 'A może upiekę Ci makowca?'. Na prawdę nie mogę już tego słuchać. Bywa i tak, że takie rozmowy przeradzają się w kłótnię. I co ja mam wtedy zrobić? To męczące.



1 komentarz:

  1. Jejku ten czas strasznie szybko leci. Mam tak samo. Początek liceum a tu nagle prawie koniec. I matura. Chwila moment i praca. Nim się nie obejrzymy to będziemy wychodzić za mąż :D
    Moja mama tak samo. A może czekoladkę? A może to, a może tamto. Masakra. Biorę, ale oddje ojcu. :D

    OdpowiedzUsuń