niedziela, 30 marca 2014

Utknęłam

Po kolejnej długiej przerwie wstawiam kolejny post, na którego napisanie musiałam się zbierać przez tydzień. W końcu kiedyś musiałam napisać. Powodem, że akurat padło na dzisiejszy dzień jest zakończenie miesiąca. Nawet nie zauważyłam, kiedy się skończył. Niewiele się zmieniło. Waga stoi. Albo raczej waha się pomiędzy 55-55,4. Raczej nie jest to wynik tycia. Myślę, że to po prostu siła wyższa (woda w organizmie, resztki jedzenia w jelitach z poprzedniego dnia). Dlatego się nie przejmuję. Chyba powinnam ogłosić stabilizację, ale chyba to do mnie nie dochodzi. Przez tydzień zrobiłam przerwę od liczenia kalorii. Na moje szczęście raczej nic nie przytyłam. No i nie było słodyczy. Chociaż zamiast tego znalazły się w moim jadłospisie bakalie. Bardzo dużo daktyli i orzechów brazylijskich. Pamiętam, że kilka dni pod rząd miałam na obiad rybę. Reszty nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Wiem tylko, że było to około 1000 (może trochę więcej) kalorii dziennie.
Jednak nie planując nic czuję się źle. Pewnie jak teraz powiem, że już zaplanowałam sobie cały tydzień, to Was to nie zdziwi.

Moja babcia podejrzewa u mnie anemię. W sumie nie dziwię się jej, ja mam podobne podejrzenia. Do tego okres nadal się nie pojawił. Nikt o tym oczywiście nie wie. Rany boskie, niech on wróci, z każdym kolejnym dniem jestem coraz bardziej niespokojna. Boję się, że on już nigdy nie wróci. Nie chcę być niepłodna przez resztę życia. Wiem, że odbudowanie się czerwonych krwinek w organizmie trwa długo, ale ja na prawdę się boję. Nie wiem co powinnam zrobić. Chciałabym dostać jakieś tabletki, które sprawiłyby, że on wróci, ale boję się komukolwiek o tym powiedzieć. Boję się lekarzy. Albo raczej konsekwencji. Boję się, że usłyszę z ust ginekologa (u którego jeszcze nigdy nie byłam, co dodatkowo zwiększa mój strach), że już nigdy nie będę mieć dzieci i swoją głupotą zawaliłam sobie całe życie. Oczywiście to moje czarne myśli. Tylko gdybanie. Ale ja zawsze rozważam najgorszą wersję. I mimo, że jestem spokojna na zewnątrz, to moja dusza niespokojnie rozważa najgorsze scenariusze.

Poza tym zbyt wiele się nie zmieniło. Marzec minął tak szybko, jakby go w ogóle nie było. Powinnam schudnąć jeszcze dwa kilo. Zamiast tego stoję w miejscu, a raczej waham się na niewidzialnej huśtawce pomiędzy zdrowym odżywianiem i powrotem do zdrowia, a kontynuowaniem niezdrowej diety i szybkim zrzuceniem wagi. Jestem w kropce. No bo skoro jest już źle, to czemu starać się żeby było lepiej, kiedy jeszcze nie doszłam do celu? Gdybym to kontynuowała to mogłoby być jeszcze gorzej. Tylko, że ja nie wiem, czy jeszcze się nie pożegnałam ze zdrowiem na amen i może być jeszcze gorzej, czy już jest na tyle źle, że mogłabym pozwolić sobie na dodatkowy miesiąc brutalnego odchudzania. Żadne wyjście nie jest dobre. Nie potrafię tak na prawdę określić tego lepszego. Chciałabym załatwić sprawę w idealny sposób. Czyli tak jak to robiłam w wakacje; ćwiczeniami, masą ćwiczeń, bardzo intensywnych i normalnym, zdrowym jedzeniem. Ale jak, skoro ja nawet nie jestem w stanie ćwiczyć przez mój obecny stan fizyczny i brak czasu spowodowany nawałem lekcji. Ja już nie wiem co mam robić. Nie wiem nawet do kogo zwrócić się o pomoc.
Zobaczę co powiedzą wyniki morfologi. Babcia ma zamiar iść jutro do apteki i kupić mi żelazo w tabletkach, albo jakieś leki na anemię bez recepty, jeśli w ogóle takie istnieją.
Mam dwa tygodnie, żeby się nad tym wszystkim zastanowić. Jeśli do niczego mądrego nie dojdę i moja miesiączka nie wróci, to postanowiłam, że porozmawiam z moją kochaną ciocią, kiedy przyjedzie. Boję się konsekwencji tej rozmowy. Równe dwa tygodnie. Ostatni raz stresowałam się tak przed egzaminami wstępnymi do gimnazjum.

Mam ostatnio problemy z sercem. Takie jak parę lat temu. To chyba dlatego, że bardzo szybko rosnę przez ostatnie kilka miesięcy. Tak mówił lekarz parę lat temu. Staram się nie przejmować, ale to uczucie, kiedy nabieram powietrza w płuca i nagle nie mogę nabrać go więcej, bo czuję kłujący ból w piersi jest bardzo uciążliwe.

To podsumowanie miesiąca nie jest aż takie uroczyste jak w lutym. W większości ze względu na to, że nie wiem, gdzie podział się ten miesiąc, a z drugiej strony też dlatego, że niewiele się zmieniło. Wagowo w zasadzie nie ma wcale różnicy.

Dzisiejsze wymiary:

udo: 50cm 
przed kolanem: 36cm 
łydka: 34cm (-0,5)
biodra: 91cm 
talia: 60cm (-1)
biust: 83cm
pod biustem: 70,5cm (-1,5cm)
nadgarstek: 15 cm 
ramię: 24cm (-0,5)
szyja: 29cm (-0,5)

Nie wiem co postanowić. Na razie na pewno jeść jak najzdrowiej. Będę jeść wołowinę zamiast indyka. Jeszcze więcej warzyw. Dużo sałaty, owoców. Gorzka czekolada trzy razy w tygodniu. Będę wychodzić na dwór i się ruszać. Chcę wyzdrowieć i żyć normalnie. Chudnąć powoli ale sukcesywnie. Nie stać w miejscu. Nie mam więcej postanowień, bo nie wiem co robić. Na razie został mi tylko marny plan na bilanse na cały tydzień, żeby trzymać metabolizm, bo udało mi się go doprowadzić do idealnego stanu w tym tygodniu. No i wyzwanie bez słodyczy przez 13 dni. Dzisiejszy zaliczony. Moje wyzwanie przewiduje dwie kostki gorzkiej czekolady w środę albo piątek dwa razy w ciągu dwóch tygodni.


Bilans:

- jajecznica z jednego jajka, szczypiorek (90 kcal)
- trochę twarożku z dżemem (50 kcal)
- pomidor, pomarańcza (100 kcal)
- zupa pomidorowa z mięsem wołowym i makaronem (470 kcal)
- dwa małe jabłka (120 kcal)
Razem: 930 kcal/960 kcal

Wyzwanie bez słodyczy: 1/13 


Błagam Was o jakiekolwiek rady. Już na prawdę nie mam zielonego pojęcia co robić. Znacie już moją sytuację. Może wiecie coś na ten temat. Z doświadczenia swojego, innych, swojej własnej wiedzy. Cokolwiek się przyda. 
Bardzo się boję. 
Pomocy.



2 komentarze:

  1. Wymiary super <3
    Problemy z sercem ojj :C Może przystopuj trochę z dietą ? Żeby ci się broń Boże nic nie stało...
    A babcie już takie są, nadgorliwe.. Ale dla swojego własnego spokoju przecież możesz zrobić badania.
    Ciumek *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Poczytaj tutaj: http://pepsieliot.wordpress.com/ szczególnie o żelazie i spirulinie. :)

    OdpowiedzUsuń