niedziela, 9 marca 2014

Ukojenie

Dobra, zgadzam się, chyba troszeczkę wczoraj przesadziłam. Wiem, że w kaloryczności nie wyszło tego za wiele mimo wszystko, ale.. No właśnie 'ale'. Wszystkie te kalorie (-80, bo zawsze jem rano twarożek w tygodniu) włożyłam w siebie na raz. No i skutek to wypchany brzuch, wiec nic dziwnego, że czułam się jakbym objadła się za wszystkie czasy.

No i chyba nie jest ze mną tak idealnie jak Wam się wydaje. Ciężko jest mi odmówić sobie czegoś, ostatnio z utęsknieniem patrzę na ciasteczka czekoladowe i drożdżówki z wiśnią i kruszonką. Moje dwie największe pokusy. Ze słodkich rzeczy brakuje mi goudy. Nie jadłam jej od trzech miesięcy. Dziś zjadłam jeden plasterek na spróbowanie, bo byłam ciekawa jak smakuje po tak długim czasie. Myślałam, że się rozpłynę na podłodze i z bólem serca zamknęłam drzwi lodówki. Jeszcze jedna rzecz. Dość obrzydliwa, jeśli nie lubicie tłustego mięsa i cholesterolu. Od dzieciństwa kochałam zjadać pieczoną skórę z kurczaka, indyka, kaczki, czegokolwiek, byleby smakowało jak pieczona skóra. Teraz też trochę brakuje mi tego tłuszczyku, smaku z dzieciństwa. Może dlatego miałam wczoraj takie wyrzuty sumienia, bo zjadłam jej trochę z tym mięskiem z indyka. Nie wiem ile taka skóra ma kalorii, ale z pewnością nie mało, dlatego nie wiem, czy dobrze policzyłam bilans.

W każdym razie obudziłam się dziś rano o ósmej. Nie przeczyściło mnie, nie mogłam się nawet normalnie załatwić, a stanięcie na wagę z takim wypchanym brzuchem byłoby tragedią (+2 kilo gwarantowane). Zeszłam na śniadanie, oczywiście w wersji mocno przeczyszczającej i popiłam je senesem. Zważę się jutro rano. Pewnie nie będzie takiego spektakularnego efektu, jak oczekiwałam, ale i tak będę zadowolona z jakiegokolwiek spadku.

Bilans:

- jogurt naturalny z suszonymi śliwkami (200 kcal)
- banan z łyżką miodu (140 kcal)
- małe jajko i reszta mięsa z indyka (110 kcal)
- warzywka na parze (100 kcal)
Razem: 560 kcal

Prócz tego zjadłam jeszcze dwa szklane cukierki, plasterek goudy i jedną koktajlówkę. Pojechałam z tatą do galerii; kupił mi witalny koktajl owocowy (truskawki, banan, pomarańcza), a potem wypiłam pół małej czekolady orzechowej w Starbucksie. Ostatecznie cały dzień co godzinę latałam do toalety, więc jestem pewna, że przeczyściło mnie w takim stopniu, że mogę spokojnie tego nie zaliczyć do bilansu.

Teraz już wyglądam o wiele lepiej. Jak już wcześniej wspominałam, chciałabym jeszcze schudnąć te 3-4 kilogramy i powoli wracać do normy, zdrowych, rozsądnych bilansów, odpowiednich dla normalnego człowieka. Zakładając za swój cel te 49 kg chyba nie byłam świadoma, e może to być jednak za mało. Nie wiem. Nie wiem, jeszcze zobaczę. Wszystko okaże się po drodze. Na razie wiem, że muszę jeszcze trochę schudnąć i tego będę się trzymać. Ale już bardziej powoli. Wracam od jutra do bilansów 500-600 kcal. Te dwa tygodnie dały mi trochę w kość. W powietrzu wisi nade mną napad i wolę mu zapobiegać, zanim będzie faktem dokonanym.
Może wreszcie uda tez mi się wcielić w życie te moje plany z większą aktywnością fizyczną, skoro zwiększam bilanse. Może uda mi się codziennie wszystko spalić i jeszcze lepiej będę chudnąć. Piękna wizja, szkoda, że na razie mi się nie chce i nie mam siły. Na szczęście jutro jadę rowerem do szkoły (już tak stuprocentowo, bo zbierałam się do tego od miesiąca, tylko, że cały czas było za zimno).

Jeszcze jedna sprawa. Wiem, że moje bilanse wskazują na to, że mój styl życia jest typowy dla kogoś, kto kultywuje pro-anę. Ale ja nie jestem motylkiem i nie chcę być. Może i na początku byłam, ale tylko z niewiedzy. Pro-ana to stan umysłu. Stan umysłu, który bardzo różni się od mojego. I bardzo się z tego cieszę. Ja chcę tylko schudnąć. Nie dążę do bycia szkieletem, na których wisi cienka warstwa skóry. Może i nie odchudzam się zdrowo, ale to nie wszystko. Pamiętajcie o tym.



1 komentarz:

  1. To, że ciężko jest się oprzeć jedzeniu to normalne u kogoś kto tyle sobie odmawia. Wiesz doskonale, że jeśli raz na ruski rok zjesz coś smacznego to nic się nie stanie. Ja wiem, że chcesz jak najszybciej dojść do celu :)
    Cieszę się niezmiernie, że pomalutku zwiększasz bilanse:) Pewnie już wyglądasz świetnie, a te kilka kilogramów, które chcesz zrzucić to po to aby poczuć się lepiej we własnej skórze.
    trzymaj się kochana ♥

    OdpowiedzUsuń