czwartek, 30 stycznia 2014

Decyzja i zmiany

Nie wiem od czego zacząć... Może tak. Postanowiłam, że zacznę od początku. To znaczy z nowymi zasadami. Trochę się pozmieniało, ale tak będzie lepiej dla mnie. Dla mojego ciała i duszy.
Mój cel jest wciąż taki sam, więc o to się nie martwcie. Nadal marzę o płaskim brzuszku, długich i chudych nogach, wystających obojczykach, wąskich ramionach i nadgarstkach, oraz idealnie zarysowanej twarzy. Tylko chcę do niego dojść w inny sposób. Bezpieczniejszy i szczęśliwszy - zdrowszy. Może zajmie mi to trochę dłużej, ale wolę nie ryzykować.
Po pierwsze moje codzienne bilanse będą większe. Mój przedział kaloryczny będzie wahał się w granicach pomiędzy 700-1000 kalorii. Jak teraz na to patrzę po przeżyciu dzisiejszego dnia, to będzie mi trochę ciężko do tego wrócić. Mimo wszystko, po miesiącu z Aną szybciej czuję się pełna, czuję się lepiej, kiedy jem mniej. Pochłonęłam dziś 931 kalorii i czuję się, jakbym się obżarła. To okropne.
Po drugie nie będzie głodzenia się. Z tym też ciężko mi się rozstać. Już tak przyjemnie się zaczynałam czuć, kiedy czułam, że burczy mi w brzuchu. Z czasem tak mi się skurczył żołądek, że w ogóle tego objawu nie miałam i na prawdę długo musiałam na niego czekać.
Zauważcie, że wyznaczyłam sobie bardzo 'plastyczną' granicę. Z biegiem czasu będę zmieniała bilanse. I tak będę się starać trzymać tej dolnej granicy jak znam życie. Tak, tak, moja dieta nadal jest brutalna, ale już się do niej przyzwyczaiłam.

Najważniejsze co muszę zaznaczyć, to to, że nie usuwam bloga. Nie chcę go usuwać. Za bardzo się do niego przywiązałam, jest mi tu dobrze. Może i nie będę już prawdziwym motylkiem, ale jeśli będę szczupłym koliberkiem, to chyba mi wybaczycie? :) W każdym razie; nie mam zamiaru Was zostawiać dziewczyny. Na pewno będę wpadać na Wasze blogi i Was wspierać. Mam tylko nadzieję, że Wy mnie nie zostawicie. Co do tego mam największe obawy, ale ostatnio znalazło się parę rzeczy, dzięki którym w końcu coś mi przemówiło do rozumu i stwierdziłam, że moje dobre samopoczucie i zdrowie jest ważniejsze od tego wszystkiego i lepiej dotrzeć do tej mojej wymarzonej 49 stopniowo i powoli.
Swoją drogą, jutro chciałabym zrobić kolejne ważenie, bo jestem okropnie ciekawa, czy cokolwiek schudłam. Jak się uda, to spiszę też pierwsze pomiary. Ale bardzo się boję, że dzisiejszy dzień wszystko zepsuł, bo miałam nadzieję na ten przynajmniej kilogram mniej.

A teraz przedstawiam mój obrzydliwie sycący i kaloryczny bilans:

Bilans:

- dwie grzanki z białego chleba z dżemem i jajkiem sadzonym (318 kcal)
- pół szklanki mleka sojowego (58 kcal)
- kawałek łososia i pałka z kurczaka bez skóry (165 kcal)
- brokuł (90 kcal)
- banan z łyżką miodu (140 kcal)
- mały kawałek czekolady i ciastko imbirowe (90 kcal)
- pomarańcza (70 kcal)
Razem: 931 kcal

Ćwiczenia: T25; Cardio & Lower Focus (-400 kcal), godzinny spacer (-274 kcal), tańce (-400 kcal). Razem: (-1074 kcal).
No i patrzcie, niby wszystko spaliłam a i tak czuję się jak świnia za przeproszeniem. Obrzydliwie. I jeszcze ta czekolada. Po co ja się dałam namówić? Myślałam, że będę mieć z tego przyjemność. A co? A jest zupełnie odwrotnie. I na dodatek towarzyszy mi ta okropna myśl, że jak będę się tak obżerać, to te dwa kilogramy, które straciłam znowu wrócą, przyprowadzając znajomych (tj. następne kilogramy).
Jeszcze nie zrobiłam dziś treningu, mam nadzieję, że uda mi się wykrzesać jeszcze trochę siły. Jutro jest rest-day, więc to jedyny plus tego wszystkiego. Jeśli nie zrobię dzisiaj, to zabiorę się za to jutro i po prostu zrobię dwa treningi. Za lenistwo trzeba płacić.

Poza tym, podjęłam decyzję. Okazało się, że przedłużenie karnetu na tańce będzie mnie kosztowało tylko 10 zł, więc przedłużam. Może mnie to aż tak nie kręci, ale zawsze będzie można się wieczorem odstresować i spalić kalorie. Oznacza to też, że mogę wrócić do jazdy konnej. Muszę tylko kupić sobie ubezpieczenie, a potem na początku marca czeka mnie pierwsza jazda po długiej przerwie. Już się nie mogę doczekać.

Dzisiejszy post był trochę chaotyczny, ale przynajmniej napisałam wszystko co chciałam, żebyście przeczytały. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam, tym, że zmieniłam zasady mojej diety.
Proszę, nie zostawiajcie mnie.


2 komentarze:

  1. Szanuje Twoją decyzje. Nie zostawimy! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że Cię nie zostawimy ;) Nie liczą się sposoby, ale cel..

    OdpowiedzUsuń