poniedziałek, 20 stycznia 2014

Blue Monday

W sumie jak na ten cały Blue Monday, to nie jest ze mną tak źle. Myślałam, że będzie gorzej. Niestety trzeci raz z rzędu zjadłam coś, czego żałuję, ale że zmieściłam się w moim przedziale kalorycznym, to nie jestem na siebie zła. Mam tylko lekką niestrawność, ale z resztą się nie dziwie. Sama sobie na to zasłużyłam. Nie jadam nigdy fast foodów pod żadną postacią, a dziś (chociaż mało) to zjadłam. I co? I brzuch mnie boli. Głupol ze mnie.

Bilans: 

- trochę twarożku z łyżką miodu (60 + 80 kcal)
- kromka chleba białego (80 kcal)
- brokuł gotowany na parze (68 kcal)
- łosoś gotowany na parze (114 kcal)
- 1 ziemniak gotowany na parze (65 kcal)
- 100 ml zupy truskawkowej ( 42 kcal)
- mały krusher z kfc (104 kcal)
- dwie krewetki smażone (28 kcal)
Razem: 641 kcal

Tak, naprawdę żałuję tego krushera. Te dwie krewetki to jeszcze ujdą, bo nie mają aż tak dużo tych kalorii. Na dodatek nie ćwiczyłam dziś nie licząc tych pięciu minut na rowerku stacjonarnym i godziny zakupów. Ale zawsze coś. Bo lepsze to niż nic.
Kupiłam dzisiaj dwa Oshee; typowo witaminowe i wzmacniające mięśnie podczas treningu. Mam je zamiar jutro przetestować, jeśli tylko zmuszę się do ćwiczeń, bo coś mi to nie idzie.
Poza tym, jako fanatyczka zdrowych włosów zaopatrzyłam się w zapasy kosmetyków. Jest coraz lepiej, ale mam tak okropny gatunek włosa, że mam go po prostu dość. Nigdy się mnie nie słuchają i nie da się z nimi nic zrobić. Żeby je wyprostować trzeba się strasznie natrudzić albo iść do fryzjera, który nafaszeruje je chemią. Masakra...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz