Jest to mój pierwszy post na blogu. Nie zakładam go bez powodu. W postach będę przedstawiać swój codzienny bilans, ale oprócz niego jeszcze wiele innych rzeczy; wskazówki, które mi pomagają, propozycje ćwiczeń, dzień z życia itd. Więc, podsumowując, będzie to pewnego rodzaju dziennik, bo z pewnością znajdą się jakieś notki wykraczające poza temat bycia thin, diet i ćwiczeń, chociaż i tak będzie to zdecydowana mniejszość względem tych drugich.
Nie zaczynam swojej przygody z ćwiczeniami i dietą z dniem założenia bloga. Robiłam to już dużo wcześniej. Dziś po prostu zdecydowałam się uwiecznić wszystko, co będę od tej pory robić, aby później móc przypomnieć sobie w chwilach słabości o dotychczasowych osiągnięciach, aby nie zaprzepaścić tego, co już mam.
Moje początki; co się ze mną działo aż do teraz.
Moje dotychczasowe nawyki, no cóż, zmieniłam na lepsze w zasadzie nie tak dawno temu, bo minęło od tamtego czasu około dwa tygodnie. Mówię o nawykach żywieniowych rzecz jasna. Pierwszy raz postanowiłam wsiąść się za siebie i zacząć ćwiczyć fizycznie w wakacje 2013.
W połowie lipca stwierdziłam, że muszę coś ze sobą zrobić. Może i nie wyglądałam jakoś bardzo źle. Nie miałam nadwagi. Co to to nie. Ale mimo wszystko, na pewno wtedy przydałoby mi się się zrzucić trochę tłuszczyku tam i ówdzie.
Może i mam silną wolę i ambicje, ale każdy z Was wie, jak bardzo trudno jest zacząć. Pierwszy raz jest zawsze najgorszy, najbardziej ekscytujący i niepewny. Gdyby nie moja ciocia, nigdy nie zaczęłabym robić jakiegokolwiek workout'u. Jest ona dla mnie wielkim autorytetem, boginią, drogowskazem na życie i przykładem, czy jak to chcecie nazwać. W każdym razie jest dla mnie bardzo ważna i liczę się z jej zdaniem. Przyjeżdżając w odwiedziny na stare rodzinne śmieci zostawiła mi nagrane na pendrive'ie ćwiczenia. Zwerbowała mnie do działania, a ja się podjęłam wyzwania z wielkimi ambicjami.
Gdybym teraz zaczęła opisywać wszystkie początki, to napisałabym prawdziwe opowiadanie. Powiem tylko, że w czasie pierwszego tygodnia było mi bardzo, bardzo ciężko. I prawie się poddałam. Ale na szczęście nie doszło do tego, dzięki mojej determinacji, która zawsze pomaga mi osiągnąć wymarzony cel.
Zapewne zastanawiacie się co to w ogóle za ćwiczenia? Jest to 9-tygodniowy zbiór ćwiczeń. Obejmuje on 45-minutowe workouty, 1-godzinne workouty, 1 35-minutowy workout na wzmocnienie mieśni i 15-minutowy ABS. Jest to jeden z rodzajów zbiorów amerykańskich ćwiczeń w języku angielskim, stworzonych przez Shaun'a T., nazywa się Insanity. Treningi gwarantują naprawdę zachwycające efekty.
Dotrwałam do końca trzeciego tygodnia. Potem pojechałam na obóz, gdzie czekała mnie 3-dniowa głodówka. Jak to się mówi "Zakochałam się, cały czas o Tobie myślę, nie mogę spać, nie mogę... jeść." No cóż, wyszło mi to na dobre. Ale później znów zaczęłam jeść 2000 kcal dziennie i cała figura znowu legła w gruzach. Poza tym Po głodówce i intensywnym stylu życia w ciągu obozu i po, pogorszył się mój stan zdrowia. Czasami serce mi nieregularnie biło, czułam się, za każdym razem kiedy wstawałam z krzesła albo podnosiłam się z łóżka, traciłam równowagę i miałam ciemność przed oczami. Raz prawie zemdlałam w skm'ce.
Do października trwałam w takiej nostalgii, pogrążona szkołą i zajęta lekcjami. Przytyłam dwa kilogramy. No i w końcu nadszedł czas wyjazdu do Turcji z ciocią. I już pewnie się domyślacie, że właśnie wtedy moja determinacja do ćwiczeń wróciła. Mimo tych wszystkich lodów i ciastek, codziennie chodziłam na siłownie, przepływałam kilkanaście razy basen i chodziłam na długie spacery na bazar turecki. Po wyjeździe znów zaczęłam aktywnie ćwiczyć - codziennie. Nadszedł koniec listopada; dotrwałam do końca pierwszego miesiąca Insanity. I tutaj dała się we znaki moja bardzo słaba odporność. Przeziębiłam się, musiałam zrezygnować z ćwiczeń na dwa tygodnie; jeden dlatego że byłam chora, a drugi, żeby ustabilizować sprawność organizmu po chorobie. Od razu po tych dwóch tygodniach znowu byłam chora. I tak minął miesiąc. A później były święta. Przyjechało dużo ludu. I byliśmy wielką cygańską rodziną, więc nie było czasu na ćwiczenia. Przed sylwestrem przytyłam kolejne dwa kilogramy. Moim postanowieniem noworocznym było zaczęcie zdrowej, niskokalorycznej diety i aktywnego stylu życia z codziennymi treningami.
Tak właśnie dotrwałam do teraz. Od dwóch tygodni nie zjadłam nawet kostki czekolady. Nie jem w ogóle ziemniaków, czerwonego mięsa, za to dużo ryb, warzyw i owoców. A to wszystko i tak w małej ilości. Mimo, że nie tak dawno temu dowiedziałam się czym jest pro-ana, chciałabym stać się motylkiem. Dążę do tego i mam nadzieję, że dotrwam do końca. Moja aktualna waga to 60,5 kg (ważyłam się 4 dni temu), a wzrost to 168 cm, więc moje BMI jest równe 21,3.
Założyłam bloga, między innymi dlatego, że liczę na Wasze wsparcie. Wiem, że nie użyczycie mi go tak szybko. Wszystko wymaga czasu, a ja muszę poczekać, aż mój blog stanie się trochę bardziej popularny. Wszystko potrzebuje czasu aby rozkwitnąć. Tak samo jest z dietą, pamiętajcie o tym, moje drogie Motylki.
3majcie się chudo,
Candy F.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz